Włosi
Zupełnie niedawno miałem okazję wdać się w dyskusję o kondycji współczesnego kina, dyskusja była fajna, czasem ostra i zmieniająca się w kłótnię, zwłaszcza gdy doszło do wymiany zdań o kinie włoskim.
Mój interlokutor, miłośnik kina artystycznego i zazwyczaj minionego, uniósł się, gdy niefrasobliwie stwierdziłem, że kino włoskie się skończyło i obecnie jest do niczego. Na to mój rozmówca najpierw zatrząsł się, zamilkł, a potem wyrzucił z siebie – i tu cytuję „Włoskie kino się skończyło, a Fellini, Visconti, Pasollini, Antonioni,Rosselini, De Sica?”
Co z włoskim neorealizmem, arcyważnymi tytułami, wielkim aktorami, co z historią światowego kina. Trzeba pamiętać o włoskim kinie autorskim, o jakże ważnych problemach i pytaniach dotyczących życia w powojennych Włoszech. Nie można zapomnieć o filmach społecznych i politycznych z lat 70-tych ubiegłego wieku, o zagrożeniu terroryzmem i próbie destabilizacji państwa przez Czerwone Brygady, to filmy, które miały duży wpływ na styl myślenia ówczesnej,nie tylko włoskiej inteligencji. Włoskie kino z tamtych czasów, to także kapitalne komedie społeczno-obyczajowe, pokazujące życie codzienne i erotyczne nie tylko Rzymu, ale także prowincji, te filmy nie zawsze są uniwersalne, bo mówią często o sprawach zrozumiałych tylko przez Włochów, ale są zabawne i inteligentne.
Może, a nawet na pewno nie z największymi budżetami, często robiono je za pięć groszy, ale z ładnymi aktorkami, zdecydowanie wielce utalentowanymi, z dobrą włoską muzyką rozrywkową i pejzażami, zawsze przykuwającymi wzrok.
Tak, Włochy są piękne i mają się czym pochwalić, zachwycającą nie tylko urodą mieszkanek Półwyspu Apenińskiego. Włosi zawsze interesująco pokazywali swój styl życia, czyli bezproblemowe podejście do codzienności, które zawsze mogło skończyć się: wyzwiskami połączonymi z solidnym poturbowaniem ciała, gdzieś na wsi mogło zakończyć strzelaniną z lupary, czyli prostego obrzyna, przecież to Oni – Włosi wynaleźli pewną organizację, która była i jest lekarstwem wg nich na wszystkie kłopoty, poczynając od ekonomicznych, kończąc na mało spolegliwych burmistrzach, prefektach, a nawet księżach.
A jakie jest współczesne włoskie kino? Oczywiście zróżnicowane i festiwalowe, i obfitujące w filmową galanterię czyli filmidła, które zdominowały ekrany włoskich kin. Wiem, że powstają dzieła wybitne: Tornatore, Benigniego, Morettiego, ale do italskich multipleksów i telewizji – wielki rynek, częściowo znany polskim telewidzom – trafiają filmy może nie żałosne, ale zazwyczaj o niczym. W dalszym ciągu mamy przepiękne Włochy,
Piękne aktorki, ale problemy nijakie, głównie perypetie miłosne i rodzinne. Tu nie ma włoskiego życia, problemów, kryzysu, byłego (eufemistycznie to Ujmując) kontrowersyjnego Premiera, napływu cudzoziemców, nie najlepszej edukacji, zagrożeń cywilizacyjnych.
Poza duchowymi rozterkami i kłopociskami w pracy, to pustka i kolorowe obrazki z nachalną reklamą wielu produktów (tzw. lokowanie produktów jest u nich nagminne i cholernie irytujące). Te filmy ogląda się, ale za chwilę się zapomina się o ich istnieniu, bo są po prostu słabe. Szkoda, bo włoska kinematografia ma w swoim dorobku piękne karty, mam jednak nadzieję, że aktualny kryzys jest do pokonania i lepsze czasy nadejdą. Drogi Przyjacielu wszystko przed Nami, do kolejnej dyskusji.
Kinoman
(jhop/łw)