Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 0 °C pogoda dziś
JUTRO: 3 °C pogoda jutro
Logowanie
 

71 lat temu hitlerowcy zamordowali 117 Polaków i Rosjan

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Pod koniec stycznia 1945 roku hitlerowcy zamordowali tam 100 Polaków i 17 Rosjan – więźniów obozu koncentracyjnego w Działdowie. Początkowo mieli jechać do pracy do Olsztyna. Na niewielkim cmentarzu w Zawadach Małych, tuż przy krajowej szesnastce, odbyły się uroczystości upamiętniające tę tragedię.

W dniach 16-21 stycznia 1945 r. w Prusach Wschodnich, uciekając przed zbliżającym się frontem, więźniów z Działdowa konwojowali żandarmi i esesmani. Początkowo szlak tej wędrówki wiódł przez Kozłowo, Olsztynek, Mielno, Grunwald i Ostródę, a później – z tej miejscowości – w kierunku Olsztyna. W Starych Jabłonkach zatrzymano maszerujących więźniów w okolicznych stodołach, które w nocy były pilnie strzeżone. Mimo wzmocnionych straży Józefowi Romanowskiemu i Tadeuszowi Lucjanowi Zabrzeskiemu udało się uciec. To dzięki ich relacjom udało się dokładnie ustalić przebieg okrutnego morderstwa na bezbronnych więźniach.

Tadeusz Lucjan Zabrzeski zeznawał przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Olsztynie. Opisywał, że po opuszczeniu obozu w Działdowie więźniów trzymano w pobliżu tartaku na silnym mrozie i obfitym śniegu. Następnie przepędzono ich na skraj wioski. Później leśniczemu z Przejm, który był tłumaczem, żandarmi kazali powiedzieć, że przyjadą po nich samochody i zabiorą wszystkich do Olsztyna. Tak się jednak nie stało.

Aleksandra Stepnowska, córka Józefa Trzcińskiego, jednego z zamordowanych opowiadała reporterowi Polskiego Radia Olsztyn.

Później ich gdzieś prowadzili, tych którzy upadli to zabijali. Zakwaterowali ich na kilka godzin w stodole koło Starych Jabłonek. Hitlerowcy powiedzieli, ze już teraz nie będą więźniami tylko pracownikami. Wywoływali po dwudziestu mężczyzn, wtedy pozostali usłyszeli strzały i zorientowali się o co chodzi.

Od prawej: Aleksandra Stepnowska, Stanisława Idzikowska (córki Józefa Trzcińskiego) oraz jego synowa Halina Trzcińska. Fot. M. Lewiński

Na uroczystości w Zawadach Małych była także Stanisława Idzikowska, najstarsza córka Józefa Trzcińskiego, jednego z zamordowanych.

Do dziś czuję jak się żegnałam z moim tatą. Jak żandarm przyprowadził go na stopnie schodów do mieszkania. Ja trzymałam na rękach najmłodszą siostrę, która miała wówczas 2 latka. Tata patrzył na siódemkę swoich małych dzieci. My wszyscy staliśmy w sieni. Czuję do dziś jego nieogoloną twarz.

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Ksiądz Wiesław Felka, proboszcz parafii w Starych Jabłonkach, podkreślał, że ci, których dzisiaj wspominamy są szczególnie ważni dla młodych ludzi, dzieci i młodzieży.

Są takim przykładem jak warto oddawać życie za swoją ojczyznę, ale także i za wiarę. Tu zbierają się wszystkie pokolenia, dla nas jest to piękny znak. Właśnie w tym lesie, do którego możemy zachodzić i pomyśleć także o swoim życiu. Myślę, że warto się tutaj zatrzymać po to, żeby się pomodlić i potrwać w zadumie.

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Podobnie jak w poprzednich latach podczas apelu wartę honorową wystawił Związek Harcerstwa Polskiego w Ostródzie, w uroczystościach wzięły udział rodziny pomordowanych więźniów, liczni zaproszeni goście, a także poczty sztandarowe m.in. z Gimnazjum im. Ks. Jana Twardowskiego w Ostródzie, Zespół Szkół im. Mikołaja Kopernika w Samborowie, Gimnazjum im. Jana Pawła w Lipowie, Zespół Szkół Rolniczych im. Wincentego Witosa w Ostródzie, Zespół Szkół Zawodowych im. Sandora Petöfii w Ostródzie, Związek Harcerstwa Polskiego z Hufca Ostróda im. Bojowników o Polskość Warmii i Mazur, Związek Kombatantów RP i BWP w Ostródzie, Związek Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych w Ostródzie, Związek Inwalidów Wojennych RP w Ostródzie, Ochotnicza Straż Pożarna w Turznicy oraz OSP Reszki.

Posłuchaj relacji Marla Lewińskiego

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Relacja Tadeusza Lucjana Zabrzeskiego i Józefa Romanowskiego, którzy przeżyli masakrę w Zawadach Małych

Józef Romanowski do śmierci mieszkał w Przasnyszu. On doskonale pamiętał tragedię, która rozegrała się w Zawadach Małych.

Esesmani i żandarmi bardzo się niecierpliwili i mimo głębokiej nocy prowadzili między sobą rozmowy. Między godziną 1-3 w nocy podjechał samochód, do którego załadowano 20 więźniów i odjechano.  Nam mówiono, że jedziemy do Olsztyna, ale samochód po 15-20 minutach powrócił po następną partię więźniów. Przed powrotem samochodu usłyszałem strzały z karabinów. Ogarnęło mnie złe przeczucie, domyśliłem się, że więźniowie są rozstrzeliwani. I tak samochód wracał kilkakrotnie po więźniów (może sześć razy). Po każdym jego powrocie słychać było strzały wykonywane seriami, ale i pojedyncze. To mnie skłoniło do zakopania się dość głęboko w sianie, w stodole. Potem okazało się, że oprócz mnie było tam jeszcze dwóch więźniów. Wachmani weszli do stodoły i wołali nas by wyjść, ale nikt się nie odważył na odpowiedź, więc po chwili wyszli. Jeden z więźniów nie wytrzymał nerwowo i też wyszedł po pewnym czasie, ale wachmani jeszcze byli na terenie i zabrali go z resztą na rozstrzelanie (…)

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Tadeusz Lucjan Zabrzeski nieżyjący już mieszkaniec Płocka, tak zeznawał przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Olsztynie

Więźniów trzymano w pobliżu miejscowego tartaku na silnym mrozie i w dość obfitym śniegu. Następnie popędzono nas na skraj wioski. Żandarmi kazali leśniczemu z Przejm, który był naszym tłumaczem powiedzieć, że przyjadą po nas samochody i zabiorą wszystkich do Olsztyna, gdyż droga jest ciężka i wysoki mróz utrudnia marsz. Kazano mu także powiedzieć, że tam będziemy traktowani dobrze, że otrzymamy wyżywienie i będziemy pracować przy usuwaniu śniegu w mieście. Następnie wszystkich wpędzono do stodoły. Około 2 w nocy z 21-22 stycznia 1945 roku – godziny nie pamiętam tak dobrze, bo miałem ukryty zegarek – otworzyły się pierzeje stodoły i zaczęto wywoływać na zewnątrz po 20 osób do samochodu, który przyjechał. Ja spałem na klepisku, więc wyszedłem jako pierwszy. Razem ze mną byli m.in. – jak pamiętam – Łoś, leśniczy z Przejem, jego szwagier, Kosmulski, lekarz Skowroński, Czesław ze Starosielca, technik meliorant z Niesława, Stanisław Kosmulski z Przasnysza i inni. Była widna, księżycowa noc, więc widziałem dokładnie wszystko na dziedzińcu przed stodołą. Było tam dużo gestapowców i żandarmów, którzy dość nerwowo nawoływali do ustawienia się w dwuszeregu, ale twarzami do siebie. Do każdego z więźniów podszedł esesman i zaczął nam wiązać drutem ręce. Mimo, że stał samochód, to nas do niego nie poprowadzono, a odwrotnie popędzono nas w kierunku pobliskiego lasu. Po lewej stronie drogi wpędzono nas na leśny dukt i po przejściu około 50 metrów nakazano nam wszystkim położyć się na śniegu, ale twarzą do ziemi. Tak leżąc widziałem, że tuż przy drodze stoją ludzie ubrani w cywilne ubrania, którzy kopią duży dół. Ja w czasie, gdy dochodziliśmy do lasu, rozsupłałem założony mi drut, który krępował moje ręce. Wtedy, gdy kazano nam się położyć, to ja jedną rękę trzymałem do tyłu, a jedną miałem pod brzuchem. Tak szykowałem się do ucieczki. Jednak dookoła nas stali z bronią gotową do strzału gestapowcy. Jeden z nich podszedł do pierwszej dwójki, w której był Łoś i Kosmulski. Gestapowiec ten przystawił lufę automatu do głowy. Wtedy, gdy był on już przy piątej dwójce, poderwałem się z ziemi i gwałtownie skoczyłem w las. Niemcy zaczęli strzelać salwami w moim kierunku i rozpoczęła się pogoń. Po pewnym czasie wybiegłem na otwarte pole, gdy byłem już w odległości 150-200 metrów od lasu, to jeden z oddawanych przez gestapowców strzałów trafił mnie w rękę i rozszarpał mi kciuk. Dostałem także drobny postrzał w nogę prawą, ale w okolicy uda, dlatego mogłem nadal uciekać. Tak po dwóch nocach tułaczki dotarłem do Olsztyna, który był już wolny. W czerwcu 1945 roku zostałem powiadomiony by wskazać, gdzie się znajduje zbiorowa mogiła pomordowanych więźniów z obozu w Działdowie.

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

Uroczystości w Zawadach Małych. Fot. M. Lewiński

 

 (lew/bsc)

Więcej w mord, Zawady Małe
75 lat temu Stalin podpisał rozkaz o zbrodni katyńskiej

Ginęli od strzału w tył głowy. Zanim jednak doły śmierci w Katyniu, Charkowie czy Miednoje zapełniły się ciałami polskich oficerów zapadła decyzja o jednej z najtragiczniejszych...

Zamknij
RadioOlsztynTV