Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 15 °C pogoda dziś
JUTRO: 14 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Stachura – trzydziesta piąta rocznica

Trzydziesta piąta rocznica śmierci Edwarda Stachury nie odbiła się zbyt szerokim echem w mediach. Przeczytałem kilka zdawkowych notatek, nadano okolicznościową audycję w radiowej „Dwójce”, gdzieś tam pokazano dwa nowe filmy dokumentalne. Nie było paneli dyskusyjnych, esejów historyczno-krytycznych, w księgarniach nie zauważyłem wznowień wierszy i powieści. Dobry artykuł wspomnieniowy opublikował w „Gazecie Olsztyńskiej” Wiesław Niesiobędzki, poeta i wieloletni dyrektor biblioteki w Iławie, bliski znajomy Stachury w ostatnich latach jego życia. Niesiobędzki patrzy na Autora „Siekierezady” od czysto ludzkiej strony, pomija mit i literacką legendę. Nazywa go „Edward”, a nie „Sted”, w przeciwieństwie do licznych akolitów, którzy po samobójstwie Stachury chcieli w ten sposób pochwalić się swoją rzekomą z nim zażyłością. Pokazuje człowieka pełnego coraz większej rezerwy wobec świata, przenikniętego jakąś ciemną mgłą, żeby nie powiedzieć – fatalizmem, wyraźnie tracącego grunt pod nogami.

Na początku było jednak zupełnie inaczej. Debiutanckie książki Stachury zachwyciły krytyków i czytelników czymś zupełnie odwrotnym – witalnością, wiarą w człowieka, determinacją w dążeniu ku dobru. Po wydanym w roku 1962 tomie prozy „Jeden dzień” i nieco późniejszym zbiorku wierszy „Dużo ognia” sam Jarosław Iwaszkiewicz mówił o Poecie: „słoneczny chłopiec”. Natomiast Stachura pisał:

Nie brookliński most / Rozdzierający/ Jak tygrysa pazur/ Antylopy plecy /Jest smutek człowieczy.

Nie brookliński most /Ale przemienić / W jasny, nowy dzień / Najsmutniejszą noc – To jest dopiero coś!

Autora prędko otoczył nimb sławy, stał się najwyżej cenionym przedstawicielem Orientacji Poetyckiej Hybrydy, ruchu literackiego, który współtworzył z poetami o zapomnianych dziś nazwiskach. Był modny w artystycznych i intelektualnych salonach, otrzymywał nagrody, stypendia, podróżował po Europie i Ameryce.

Mimo przynależności do warszawskiego establishmentu czuł w sobie głębokie odium prowincji, ciężki wyrzut sumienia, który później przeszedł u niego w afirmację. Urodził się przecież w chłopskiej rodzinie, na emigracji we Francji, po wojnie wrócił z rodzicami do Łazieńca pod Aleksandrowem Kujawskim i tam spędził późne dzieciństwo. Prowincja była jego Arkadią i fatamorganą, tak jak łudziła kilku innych poetów jego generacji. Tam co jakiś czas uciekał z Warszawy, by upajać się duszą prostego człowieka, szukać „czystej krynicy” uczciwości, szczerości, prawdy, aby: „Przebić się przez obłęd do sensu” – jak pisał w jednej z powieści. Po latach łatwo to ocenić złośliwie, ale równie łatwo usprawiedliwić – naiwną tęsknotą do idealizmu.

Jeden jedyny raz zetknąłem się ze Stachurą osobiście, jeszcze jako licealista, w roku 1973 albo 74., na wieczorze autorskim w dawnym olsztyńskim „Empiku” przy 1 Maja. Niewysoki, mówił trochę niewyraźnie, odpalał jeden od drugiego papierosa w szklanej lufce. Pamiętam, że nie bardzo mi się podobało. Dużo opowiadał o prostocie, o wzgardzie dla snobów, materialistów, konsumpcyjnego życia, a miał na sobie drogi, oryginalny komplet blue-jeans z „Pewexu”, wówczas marzenie każdego młodego człowieka, i markowe super-buty, jakie wtedy w Polsce widywało się jedynie na amerykańskich filmach. Najgorsze jednak, że bardzo źle mówił o muzyce rockowej, świętości mojego pokolenia, i to za pomocą słów, jakie często słyszeliśmy od wkurzonych rodziców – że barbarzyństwo, kudłacze, estetyka wrzasku, hałasu itd.

Poezja Stachury nie była moją bajką. Wówczas rozczytywałem się w wierszach nieżyjącego już Rafała Wojaczka, imponował mi mrok i kontestowanie rzeczywistości. Dopiero po latach dostrzegłem u Stachury niezwykłą pasję moralną oraz przejmujący – bo autentyczny – tragizm. Jest to poezja zawiedzionej miłości do świata i ludzi, prowadząca do kresu wytrzymałości kogoś, kto sam o sobie w jednym z wierszy pisze: „cały zbudowany jestem z ran”. Jest to również opowieść o końcu, bezsensie i nieprzydatności literatury, przy tym – paradoksalnie – literacko doskonała i ponadczasowa, co oznacza, że tak naprawdę literatura nie skończy się nigdy.

I miał Stachura rację – od jego czasów świat niewiele się poprawił, choć napisano tyle pięknych wierszy i powieści. Ale może warto przypomnieć sobie tę poezję dla jej jasnych miejsc, aktualnych do dziś sentencji na temat ludzkiego losu oraz kontrowersji, jakie wciąż mogą wzbudzić.

00:00 / 00:00

Przeczytaj poprzedni wpis:
O muzyce i filozofii w audycji To Mi Gra

Gościem audycji TO MI GRA będzie dr Piotr Wasyluk - pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, autor tekstów piosenek i wokalista grupy Kofeina. Na spotkanie...

Zamknij
RadioOlsztynTV