Wigilia po warmińsku
Dawniej na Warmii w Wigilię było mnóstwo pracy, bo gospodarz szykował zwierzętom jedzenie na całe święta, a gospodynie i dzieci musiały przygotować na nie dom.
Kolacja była skromna: bez życzeń i opłatka – wspomina w książce „Moja Warmia” Edward Cyfus. Rodowity Warmiak opisując Wigilię przyznał, że „w tym dniu musiało być zrobione dosłownie wszystko, żeby Gody, czyli Boże Narodzenie można było fejrować, tzn. świętować, bez pracy”.
Do zadań dzieci w tym dniu należało wypastowanie butów wszystkich domowników oraz naznoszenie do kuchni i wszystkich pieców w domu opału. Kobiety nawet kartofle tego dnia obierały na całe święta i odstawiały je w garnkach, zalane wodą. Po wykonaniu obowiązków w gospodarstwie mężczyzna szedł do lasu po choinkę, którą ubierano w wykonane przez bacie i dzieci ozdoby.
Do zakończenia drugiej wojny światowej nie znano na Warmii wigilijnej kolacji składającej się z dwunastu dań, sianka pod obrusem i dzielenia się opłatkiem. Nikt tego wieczora nie składał nikomu życzeń. Tego dnia zjadano skromną kolację (np. śledzie, ser) i śpiewano przy choince kolędy. Następnego ranka dzieci znajdowały skromne prezenty, a dorośli na czczo szli do kościoła. Po powrocie z kościoła siadano do suto zastawionego stołu i świętowano Gody.
__________________________________________________________________
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia najczęściej życzymy sobie dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i szczęśliwego Nowego Roku. A czego życzyli sobie rodowici Warmiacy – mówi student historii na UWM Łukasz Ruch. (Paula Kiełczykowska/as)
(gol/as)