Imre Kertesz
My, Polacy, mamy czworo noblistów w dziedzinie literatury. Węgrzy – tylko jednego. 31 marca zmarł w Budapeszcie Imre Kertesz, laureat Nagrody Nobla z roku 2002., autor powieści, esejów, dzienników, tłumacz literatury niemieckiej. Śmierć wielkiego pisarza tak naprawdę zawsze jest faktem umownym. Nawet za życia żyje on równolegle w zupełnie innej sferze, niepoddającej się prawom biologii.
Kertesz nie był popularny w Polsce, tak jak niepopularna jest u nas cała kultura węgierska, mimo że przecież nazywamy Węgrów naszymi „bratankami”. Jeszcze w latach 70. słuchaliśmy węgierskiej muzyki rockowej, a wraz z nią obijało się o uszy nazwisko pisarza Tibora Dery, ponieważ na kanwie jednej z jego powieści zespół Locomotiv GT nagrał tematyczną płytę. Później w niektórych kręgach odkrywało się eseje Sandora Marai, bardziej jednak jako filozofa niż artystę. Większości barwnej i frapującej węgierskiej literatury współczesnej po prostu na nasz język nie przetłumaczono. Dlatego najbardziej znaną w Polsce powieścią Imre Kertesza jest wciąż wydany 40 lat temu „Los utracony” i o nim wspominała większość okolicznościowych opinii po śmierci pisarza. Ale nie wszystkie. Krzysztof Varga, pisarz i publicysta związany z Węgrami korzeniami rodzinnymi, przypomniał eseje Kertesza. To chłodna, beznamiętna wizja dzisiejszego świata, niezwykle wiarygodna poprzez swoją racjonalność. Kertesz nadal dostrzega mentalną „żelazną kurtynę” dzielącą Zachód i Wschód Europy mimo istnienia Unii, mimo różnego rodzaju formalno-urzędowych aktów integracyjnych. Ta „kurtyna” to genetyczne wręcz różnice w sposobie traktowania demokracji. Społeczeństwa Zachodu budowały swoją demokrację przez całe stulecia, przeżywając krwawe wstrząsy, dramatyczne zwroty, kryzysy i okresy triumfu. Demokracja dzięki tym długim procesom wrosła tam w tkanki, stała się zasadą tak naturalną jak prawo ciążenia. Wschód nie ma takich tradycji. Na Wschodzie demokrację „proklamowano” ponad głowami ludzi, była bardziej efektem zwycięskiego buntu elit niż wyrazem prawdziwych potrzeb. Dlatego jest krucha, dlatego budzi tyle wątpliwości, dlatego tyle jest wobec niej zagrożeń. To sąd, jak widać, mocny i cyniczny – ale tylko takie budzą najwięcej refleksji.
Sceptycyzm Kertesza wywodzi się zapewne z jego doświadczeń, opisanych we wspomnianej powieści „Los utracony”. Należy ona do literatury obozów i holocaustu, można ją porównać do prozy Idy Fink czy dawnych opowiadań Tadeusza Borowskiego. Bohater jest też podobny do bohatera Borowskiego. To tak samo młody człowiek rzucony do piekła Auschwitz. O ile jednak Tadek z „Kamiennego świata” czy „Dnia na Harmenzach” pod wpływem instynktu przeżycia jak automat akceptuje narzuconą mu straszliwą rzeczywistość, o tyle bohater Kertesza podchodzi do niej z naiwnością dziecka. Ufnego, wierzącego dorosłym, czującego respekt wobec autorytetów. Na tym też polega jego dramat, na oczekiwaniu dobra od świata, który był z gruntu zły, który stawiał taką „jasną istotę” wobec przemocy, poniżenia, segregacji rasowej i palenia ludzi w piecach.
Trudno z tego wszystkiego wydobyć optymistyczną puentę, ale – wbrew pozorom – taka istnieje. To rola wielkiej literatury zawsze tropiącej wszelką podłość, kłamstwo i hipokryzję. Potwierdza to najbardziej chyba znany cytat z twórczości Imre Kertesza:
Nigdy jeszcze nie spotkałem człowieka niemoralnego, który nie czułby własnej moralnej racji, a nawet przewagi nad moralnością innych.
Włodzimierz Kowalewski