Pijackie opowieści
Wybrałem się na nowy film Wojtka Smarzowskiego ,,Pod Mocnym Aniołem”.
Tak, to dobre kino, mocne, ze znakomita rolą Roberta Więckiewicza, to jego filmowy czas, jego gwiezdny czas.
Przypomnę Państwu jego ostatnie role: ,,W ciemności” u Agnieszki Holland, ,,Ambasada” u Juliusza Machulskiego, ,,Wałęsa. Człowiek z nadziei” u Andrzeja Wajdy, a teraz ,,Pod Mocnym Aniołem” u Wojtka Smarzowskiego według Pilcha.
Powtórzę się, mocny film i znowu fantastycznie zagrana rola.
Sam film także zasługuje na uwagę Państwa. Chociaż takich pijackich opowieści – filmowych i literackich było sporo, film Smarzowskiego nie jest wyjątkiem. Zapewne Państwo pamiętacie, ,,Zostawić Las Vegas” z Nicolasem Cagem, wtedy jeszcze był prawdziwym aktorem, a nie maszyną od robienia srogich min, a przejmujący ,,Pod wulkanem”, a znakomite ,,Szalone serce” z Jeffem Bridgesem.
Ale czemu trzymam się amerykańskiego podwórka, mamy własne bardzo ważne pijackie opowieści. Do najważniejszych zaliczyłbym ,,Żółty szalik” z Januszem Gajosem (zawsze fenomenalnym), ,,Pętlę” Wojciecha Hasa wg Marka Hłaski z ocierającym się o aktorski geniusz Gustawem Holoubkiem.
Do filmowych pijackich opowieści dołączył Marek Koterski z ,,Wszyscy jesteśmy Chrystusami” – nie należę do zwolenników tego filmu, ale film jest istotny i wywołał pewną dyskusję, miał odzew w społeczeństwie. Tematy alkoholowe często pojawiają się w światowej kinematografii i to w sposób zróżnicowany: czasem zabawny z pobłażaniem i społecznym przyzwoleniem na pijaństwo, ale na szczęście spotykamy się z drugą stroną medalu, gdzie pokazuje się upodlenie, sponiewieranie, tragiczny los pijaków i ich bliskich, bo alkoholizm to nie tylko choroba pijącego, ale i jego otoczenia.
Niestety w wielu filmach alkoholowi towarzyszy śmiech i fantastyczna zabawa, ale tak nie jest, a raczej może do czasu, bo często pojawia się choroba, rozbite życie – zmarnowane, klęska zawodowa i zwichrowana psychika, a czasem nawet najgorsze. Niestety miałem do czynienia z alkoholikami i wiem jak to bywa, chociaż od czasu do czasu historie związane z alkoholem bywają faktycznie zabawne. Otóż pewnego wieczoru, mroźnego, wietrznego, śnieżnego zostałem wysłany przez żonę do lokalnego sklepiku po wieczorne sprawunki, zapomniane za dnia, często tak u mnie w domu bywa.
I właśnie w owym lokalnym sklepiku w środku mroźnej zimy znalazł się delikwent jeno w koszulce, sportowych gatkach i plażowych klapkach, kompletnie wstawiony i opowiadający ewidentne bzdury. Ów jegomość zadziwił nas wszystkich w sklepie: kupujących i przemiłą obsługę, a na dodatek pochwycił dwa piwa i zniknął w mroku styczniowej nocy. Finał tej opowieści jest byle jaki, pewnie kac gigant.
Tylko zadajmy sobie pytanie, czy na ekranie chcemy prawdy z jej konsekwencjami, czy podrasowanej niby prawdy, łatwiejszej do zniesienia.
Krzyśkowi.