The Wall
No i po koncercie, napięcie minęło, Roger przybył, zagrał, zaśpiewał i odjechał ze swoją kawalkadą, ze swoim objazdowym teatrem prezentującym na całym świecie multimedialne przedstawienie zatytułowane ,,The Wall”.
Roger Waters, były lider grupy Pink Floyd, zafundował nam – widzom zgromadzonym na Stadionie Narodowym – zapierające dech w piersiach widowisko. Proszę Państwa na ten koncert czekałem 30 lat i co mam powiedzieć, że się rozczarowałem? Nie, nie mogę, bo nie jestem rozczarowany, bo było bardzo fajnie, rockowo, filmowo.
Było sporo cytatów z filmu Alana Parkera ,,The Wall” z Bobem Geldofem w roli Pinka, rockowego gwiazdora, który nie może uporać się ze swoim życiem i Ścianą, którą zbudował wokół siebie. Bo przecież wszystkie Mury, Ściany, Zagrody budujemy sami i, jeśli ewentualnie nam się uda, to sami je burzymy. Takie zapory bardzo łatwo postawić, zdecydowanie trudniej wydobyć się ze skorupy.
Film Parkera zrobił na mnie wielkie wrażenie, widziałem go parę razy, zawsze urzekał mnie nastrojem, muzyką Floydów, zawsze bawił mnie marsz faszystowskich młotków i wiele mówiły karykatury nauczycieli.
Do filmu raczej już nie wrócę, po płytę sięgam od czasu do czasu, ale na ,,The Wall” Watersa czekałem z niecierpliwością, było warto, muzycznie Ok, wszystko zgodnie z ideą płyty, dźwięk mógł być lepszy, ale podobno piekielnie trudno nagłośnić Narodowy.
Widowisko było nieco pompatyczne i trochę lewackie, ale autor ma prawo do swoich poglądów. Moim zdaniem było to odważne i bezkompromisowe przedsięwzięcie Artysty, który zmaga się z całym światem, i oczywiście samym sobą, a także popularnością chyba nie do końca chcianą.
Roger Waters jest szczególnym człowiekiem, podobno despotą i nerwusem, tego nie wiem, ale na scenie zobaczyłem szczęśliwego, spełnionego faceta, który przyjechał do Nas, do Polski, by podzielić się swoimi przemyśleniami, swoją muzyką, swoją pasją, Roger próbuje zmienić, naprawić świat, to niemożliwe, ale jak mędrcy powiadają, próbować warto.
I jeszcze jedna uwaga, Roger nie powinien był mówić po polsku, wypadło fatalnie.
Marta – dzięki.