Szkoła
Zawsze nie znosiłem szkoły, zwłaszcza czasy licealne, to były prawdziwe katusze, każda wyprawa do szkoły i pobyt na terenie obiektu szkolnego, zwłaszcza lekcje z przedmiotów ścisłych, to było dla mnie prawdziwe piekło, do tej pory moim najgorszym nocnym koszmarem jest sen o maturze z matmy, a zdawałem ją dosyć dawno, bo w 1978 roku, jest to trauma niesamowita.
Pomyślałem więc, przypatrzę się temu, jak temat szkolny jest opisany w filmach i do tego mamy początek roku szkolnego, pretekst był prosty, jak konstrukcja cepa.
Temat szkolny, to temat popularny w światowej kinematografii, ostatnio przypominałem Państwu ,,The Wall” Alana Parkera i Rogera Watersa. W filmie i na koncercie nauczyciele zostali przedstawieni w sposób okrutny i karykaturalny, ale widać brytyjscy uczniowie swoje wiedzą.
Pozwolicie Państwo, że skoncentruję swoje wywody na szkole amerykańskiej, bo filmów o amerykańskich szkołach jest zdecydowanie najwięcej, odnoszę wrażenie, że młodzi Amerykanie serdecznie nie znoszą swoich szkół, podobnie jak ich polscy rówieśnicy.
O polskich filmowych szkołach, filmowych nauczycielach i filmowych uczniach nie będę się wypowiadał, bo czułbym dyskomfort i pewnie byłbym nieobiektywny, więc siedzę cicho i piszę o Amerykanach, bo jest to łatwiejsze i bezpieczniejsze.
Amerykańscy filmowcy podchodzą do czasów szkolnych, jak do pola walki z nauczycielami, rodzicami, uczniami, zwłaszcza starszymi rocznikami, szkolnymi prymusami, ulubienicami-ślicznotkami, obsługą szkoły, wreszcie z dyrekcją, czyli szkolnym establishmentem.
Zazwyczaj są po stronie szkolnych safanduł, okularników, słabych z wychowania fizycznego, zakompleksionych ofiar, szkolnych baranów i zwykłych chamów.
Amerykańska szkoła, to ciągłe współzawodnictwo, walka i prześladowanie oraz, co jak wiemy przydarza się starszym rocznikom (maturzyści i studenci), weekendowe balangi aż do utraty tchu i często świadomości. Popełnia się wtedy nadzwyczajne głupstwa o których wolę nie wiedzieć.
Myślę tu o takich filmach, jak: ,,American Pie”, ,,Harold i Kumar”, ,,Wieczny student”, ,,Znów mam 17 lat” czy ,,Zakręcony piątek”.
Oczywiście są też inne filmy o amerykańskiej szkole, mądre, wyważone, nagradzane, szeroko omawiane. Moim ulubionym, istotnym filmem szkolnym, jest, i to chyba oczywiste, ,,Stowarzyszenie umarłych poetów” z genialnym Robinem Williamem.
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym pominął ,,Więcej czadu” – film o młodym, nielegalnym radiowcu z Christianem Slaterem. Sądzę, że jest to rola jego życia. Nie można też zapomnieć o wzruszającym i pouczającym obrazie ,,Młodzi gniewni” z urzekającą Michelle Pfeiffer.
Niezwykłym filmem szkolno-młodzieżowym jest ,,Juno”. Pięknym obrazem o szkole jest, tu odstępstwo od konwencji, francuski ,,Pan od muzyki”, chyba czas najwyższy zająć się kinem francuskojęzycznym!
Kino opowiadające o szkolnych latach jest bliskie wszystkim widzom, bo przecież wszyscy byliśmy w szkole, lecz zastanawiam się, dlaczego filmowcy nie znoszą szkoły? Czyżby wszyscy byli leserami i marnymi uczniami, a może już wtedy, za pacholęcych czasów, byli buntownikami bez powodu a może i z wyboru?
Jeszcze jedna uwaga, po latach okazało się o zgrozo, że lubię się uczyć.