Matura
Czy pamiętacie Państwo skromny film Janusza Majewskiego „Mała matura 1947”, przy okazji powstał serial telewizyjny, emitowany przez TVP. Lubię filmy Majewskiego, o czym już pisałem przy okazji ekranizacji powieści Włodka Kowalewskiego „Excentrycy”.
Sądzę, że Państwo podzielacie moje uczucia, a tak przy okazji odnoszę wrażenie,że właśnie mamy czas matur, bo kasztany kwitną, a ja kicham non-stop, to katar sienny, tak kiedyś się mawiało, obecnie dyskutuje się o alergenach i reklamuje genialne specyfiki, które natychmiast uleczą wszelkie dolegliwości.
Matura to mój koszmar, który prześladuje mnie od przeszło trzydziestu lat i chyba nie pozbędę się go do końcu mego życia. Nie tylko mój, znam więcej osób, które w ten dramatyczny sposób podchodzą do maturalnych wspomnień.
Matura w telewizji i w kinie pojawia się dosyć często, przypomnę tylko kilka ważniejszych tytułów: „Profesor na drodze” z genialnym Józefem Nalberczakiem, serial „Daleko od szosy” z chyba debiutującym wtedy Krzysztofem Stroińskim, maturę zdają bohaterowie filmu „To my” czy „Ostatniego dzwonka”, to wdzięczny i ciekawy temat. Bo jest to doprawdy ważny i niezwykle istotny egzamin, który może zdeterminować całe przyszłe życie.
Wspomnienia maturalne są różne, Amerykanie najczęściej wspominają bale maturalne, które często łączą się z utratą dziewictwa z obu stron, szalonym pijaństwem, być może narkotycznymi wizjami i z tym, co mi się najbardziej podoba, z porannym powrotem do domu, będąc lekko zmęczonym ale szczęśliwym, a potem to już tylko proza życia, studia, praca, dzieci, dom, wyjazdy wakacyjne i emerytura, jeśli się dożyje. Ale najpierw jest fajnie, bo jest się młodym, zakochanym, nie myśli się o nudzie i chorobach, i dobrze bo nic z tego życia byśmy nie mieli. A teraz z zupełnie innej beczki.
Po trzykrotnym obejrzeniu „Zaginionej dziewczyny” David Finchera z Rosamund Pike i Benem Affleckiem (szkoda, że nie było Oscara) kupiłem sobie książkę autorstwa Gillian Flynn, według której nakręcono film. Jest to typowe opasłe tomiszcze, które czyta się rewelacyjnie, jest tu oczywiście więcej wątków, więcej emocji i myślę, że po lekturze powieści łatwiej zrozumieć zachowanie obojga protagonistów: Nicka i Amy. W powieści otrzymujemy szerszy obraz sprawy i panoramę współczesnej, kryzysowej Ameryki. Jest tu jeszcze jeden istotny wątek, który w filmie nie jest poruszony, mianowicie finansowy i bankructwa bohaterów. Książkę przeczytałem z przyjemnością i była to prawdziwa frajda, wzbogacona o to, że czytając powieść, gdy pojawiała się Amy, cały czas w głowie miałem obraz Rosamund Pike, jeśli nie kojarzycie drodzy panowie, to zapewniam was, że jest to wyjątkowo atrakcyjna zimna blondynka.
Polecam waszej uwadze. A to było z zupełnie innej beczki.
Kinoman