Strona główna Radio Olsztyn
Posłuchaj
Pogoda
Olsztyn
DZIŚ: 3 °C pogoda dziś
JUTRO: 4 °C pogoda jutro
Logowanie
 

Książka, która nie daje spokoju – Jeszcze raz o listach Marka Hłaski

Marek Hłasko, Listy

Są książki, które nie dają spokoju. O wydanym niedawno zbiorze listów Marka Hłaski mówiliśmy już jakiś czas temu. I choć jesienią tyle dzieje się w literaturze, gruby, niebieski tom wciąż leży na moim stole, ściąga myśli, zmusza, żeby do niego zaglądać. Przyznaję – listy pisarzy zawsze fascynowały mnie bardziej niż opowiadania i powieści.

Artystyczna kariera Hłaski budzi zawrót głowy, a jego rola w literaturze jest historyczna. Nikomu nieznany chłopak przed dwudziestką, bez matury, jedynie z uprawnieniami pomocnika kierowcy ciężarówki, „jednym zamachem” zdobywa uznanie poważnej krytyki, pełen respektu podziw starszych pisarzy i rzesze czytelników. Jego wydany w roku 1956 tom opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”, a także teksty drukowane wcześniej w prasie, obracają w pył dotychczasowe kanony, tworzą nowy język i nowego bohatera – twardego choć uczuciowego faceta, popadającego w tragiczny konflikt ze złym i odrażającym światem. Ten świat to realia stalinowskiego PRL-u, świadomość cywilizacyjnego upośledzenia, ciasnoty zamkniętych granic, kompleksów wynikających z izolacji od Europy. Szczególne wrażenie robi rozpaczliwy list Hłaski do prezesa Związku Literatów Polskich:

Zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą, aby ułatwił mi Pan wyjazd na jakiś czas do innego kraju. Nigdzie dotychczas nie byłem, nie widziałem w życiu jednego porządnego przedstawienia w teatrze; nie widziałem dziesięciu dobrych filmów; i czasem – kiedy czytam książki innych ludzi, kiedy pomyślę o ich wiedzy – czuję się w swojej roli wprost śmieszny. Nie znam żadnych obcych języków (…) Nie mam, niestety, żadnych krewnych poza Polską (…) moje szanse wyjazdu są żadne.(…) Chciałbym jeszcze coś zobaczyć i napisać, zanim kompletnie zgłupieję pośród ruin, knajp i plotek (…).

Słowa te pisał znany już w całym kraju prozaik, otoczony sławą – najczęściej złą, w której trudno oddzielić prawdę od mitomanii, biograficzne fakty od plotek towarzyskich i kompromitujących pogłosek roznoszonych przez agentów UB.

Andrzej Czyżewski, biograf Hłaski i redaktor tego zbioru listów, twierdzi, że pisarz – wbrew utartemu przekonaniu – nie wyjechał w roku 1958 do Francji na państwowe stypendium. Stypendium to otrzymał, ale mu je cofnięto z powodu kontaktów z Jerzym Giedroyciem i publikacji w paryskiej „Kulturze”, będącej szczególnym obiektem nienawiści władz PRL zaraz po radiu „Wolna Europa”. Hłasko jakimś cudem wydobył zdeponowany w ministerstwie paszport i wyjechał na własną rękę, za pożyczone pieniądze.

Czytam te listy po kilka razy i ciągle nie mogę ogarnąć, co naprawdę działo się w tym człowieku; jak można znieść wewnętrzne ścieranie się tak potężnych przeciwieństw, ilu Marków Hłasko i ilu wymyślonych bohaterów literackich siedziało w tej osobowości.

Wytęskniony Zachód uwielbiał, a szczególnie zachwycał się nie Paryżem i południem Europy, ale Niemcami. Dostrzegał w ówczesnym RFN-ie idealny kraj dla ludzi, którzy pragną żyć w spokoju i dostatku. Zaraz jednak dodawał:

Najszczęśliwszy byłem w Polsce – kiedy nie miałem co jeść, co palić, kiedy chodziłem w podartych portkach (…).      

Ci sami przyjaciele z Warszawy – pisarze, filmowcy o znanych nazwiskach – w jednych listach występują jako najwspanialsi ludzie na świecie, w innych jako kabotyni, tchórze i miernoty. Ta sama matka bywa „kochaniem” i potworem – źródłem cierpienia. Co ciekawe – nie ma w listach śladu po tragicznym wypadku Krzysztofa Komedy z grudnia 1968, który doprowadził genialnego muzyka do śmierci i którego Hłasko był świadkiem, jeśli nie uczestnikiem.

Listy do Agnieszki Osieckiej, nazywanej „moją dziewczyną”, „Stworzonkiem”, „panną Czaczkes” są arcydziełami literatury miłosnej nie poprzez płaczliwość i czułostkowość, ale wstrząsający dramat rozstania. W jednym z nich wyznaje: Wszystko, co mogę ci napisać, jest nie do opisania.

Z żoną, Sonją Ziemann, znaną niemiecką aktorką tamtych czasów, z którą utrzymywał bliskie kontakty także po rozwodzie, prowadzi też poważny dyskurs artystyczny – wcale nie dialog kochanka z piękną kobietą, ale wykład trzydziestoletniego mentora i mędrca.

Wydawca stwierdza na okładce, że: Marek Hłasko swoimi listami napisał jedną ze swoich najlepszych powieści. 

Sam nie wiem, czy można się z tym zgodzić. Bo gdyby tak było, to występowałby w tym utworze jako własny bohater literacki, konstrukcja własnej wyobraźni, a nie żyjący człowiek.

Pytanie „Kim jest Marek Hłasko?” będzie zawsze aktualne.

Włodzimierz Kowalewski

(łw)

Więcej w felieton literacki, pisarz, Włodzimierz Kowalewski
Sieniewicz trzyma wysoko

Literatura artystyczna tzw. „głównego nurtu” nie miewa się dziś najlepiej. Jakoś mniej ambitnych, poszukujących powieści, które zmysłem artysty odkrywają coś, czego wokół siebie nie widzi zwykły...

Zamknij
RadioOlsztynTV