Kino drogi
Kino drogi, to chyba jeden z najbardziej ulubionych stałych elementów filmowej fabuły. Kino drogi, to kino dla filmowych romantyków i lekko zagubionych filmowych maniaków. Dawno temu, kiedy byłem młodym i szczupłym chłopakiem, i pewnie trochę melancholikiem, sądziłem, że kino drogi, to absolutny filmowy top. „Easy rider”, „Pojedynek na szosie”, „Sugerland Express”, „Znikający punkt”, „Strach na wróble”, to moje typy filmowe z czasów młodości, oczywiście na samym szczycie tej listy były dwa polskie filmy: „Wniebowzięci” Kondratiuka i „Rejs” Piwowskiego z legendarnymi Maklakiewiczem i Himilsbachem.
Najważniejsza sekwencja z „Wniebowziętych”, to moim zdaniem „Człowiek musi sobie czasem polatać”, a z „Rejsu”, może „Służbowo. Na statek”, lub rozmowę o polskim kinie Mamonia z Sidorowskim, to pewnie bardziej znane.
To były filmy!!! Jak kapitalnie pokazano w nich ówczesną siermiężną Polskę, chce się do nich wracać. Á propos powrotów, ach gdyby tak ruszyć gdzieś w siną dal, w świat, samotnie albo z dziewczyną czy niech będzie z kolegami, obserwować świat wokół nas, słuchać Dylana i cieszyć się tym, co nas spotyka. To było moje wymarzone życie. Zapomniałem tylko, że włóczęgostwo jest/ było zakazane i ma swoje mankamenty, np: wiecznie zabrudzone odzienie, za długie i nieświeże włosy, brak kanapy, telewizora, radia, łoża, ogólnie dachu nad głową. Brak wygód, higieny i pełnej lodówki, to pewnie główne przyczyny upadku profesji zawodowego włóczykija, nie łazęgi czy zbieracza, tylko gościa ciekawego świata. To się skończyło wraz ze zwycięstwem globalizacji, triumfem komunikacji komórkowej i portali społecznościowych (jestem poza).
Docieramy łatwiej, szybciej, drogi są lepsze – nawet u nas – połączenia telefoniczne również, o ile mamy pole. A kino drogi powoli odchodzi do lamusa, oczywiście pojawiają się próby reaktywacji gatunku, próby mniej lub bardziej efektowne, ale chyba już nie porywają młodej, romantycznej widowni, o ile taka istnieje. Bywają jak zawsze wyjątki: „Thelma i Louise”, „Rain Man” czy najnowszy „W drodze”.
To bardzo dobre filmy, ale jednak nie mają już takiej pary, siły, jak filmy z lat 70-tych ubiegłego wieku. Chyba są zbyt zimne, wykalkulowane, bardziej obliczone na zysk niż dyskusję. Bo mnie proszę Państwa chodzi o to, by nie tylko wędrować, poznawać ludzi i mieć przygody jak we ,,Władcy Pierścieni”, także o to, by filmy oglądać, a potem pogadać o nich. I jeszcze jedna sprawa – jak zwykle trochę prywaty – latanie samolotem, to absolutnie nienaturalna sprawa i gdy wasz kinoman ma uciec na południe, do ukochanej Mediteranii, to zazwyczaj przeżywa takie katusze i taką traumę, że wyjazd staje się nie lada wyzwaniem. Najlepiej proszę Państwa podróżować dyliżansem i koleją, ewentualnie parowcem, wiem, że długo, ale ileż można nawiązać znajomości i nagadać się do woli.