Aż do piekła
„Aż do piekła” – to jest film, który powinien mi się podobać, bo: jest to współczesne, amerykańskie kino społeczne, ma powolną narrację, w roli głównej występuje Jeff Bridges.
Rzecz rozgrywa się na południu USA, więc film ma wiele atutów. A ja nie lubię tego filmu. Był za długi, za wolny, Bridges już parę razy zagrał w podobny sposób i przesadzał z południowym akcentem. Temat jest ważny – pułapka zadłużenia, choroba, rozbita rodzina i ogólna bieda. Texas pokazano jak dobrze znaną nam swojską prowincję z biedą za szybami, zamkniętymi sklepami, pustką, wszędobylskimi lombardami, lichwiarskimi interesami, żyją tam ludzie jacyś zaniedbani, zagubieni i często zdesperowani. Pewnie dlatego tak, a nie inaczej postępują, tak wybierają i takie mają przekonania. Film jest smutny, dołujący, praktycznie nie zostawiający widzowi odrobiny wiary w lepsze zakończenie, niż to, które w filmie zaproponowano. „Aż do piekła” zrealizowano w konwencji współczesnego westernu, to film o ucieczce i nieuniknionej śmierci i o tym, jak rzeczywistość wokół nas się zmienia, a my
już nie mamy sił by dogonić tych, którzy się rozpędzili. A może jesteśmy już zbędni i wszyscy nas przegonili i zapomnieli o nas i naszych przegranych sprawach. Reżyser filmu David Mackenzie, pokazuje współczesną Amerykę jako kraj: starych, znękanych ludzi, zmęczonych, z wiecznymi kłopotami, to kraj ludzi, którzy nie potrafią pogodzić się z losem i otoczeniem. To nie jest Ameryka wielkich metropolii, stadionów, fantastycznych sal kinowych i wspaniałych sal koncertowych, rewelacyjnych autostrad. To Ameryka ludzi z karabinami, to Ameryka weteranów z Iraku i Afganistanu, sfrustrowanych, zapomnianych przez własny kraj. To jest, jak już wspomniałem smutny film o smutnym kraju.
Zawsze na koniec zadaję sobie pytanie dotyczące, tego co czytam, więc co czytam? Polską powieść kryminalną rozgrywającą się w pięknym Amsterdamie, wśród miłośników książek, księgarzy. Intrygująca powieść, napisała ją Maja Wolny a zatytułowała „Księgobójca”, fajnie co ?
Kinoman
(apod)