Bobry podtapiają domy, ale myśliwi są bezradni
Bobrów przybywa tak szybko, że konieczny jest odstrzał. Z realizacją tego planu może być jednak problem.
Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Olsztynie wydała zgodę na zabicie 1800 bobrów w ciągu najbliższych 3 lat. Na Warmii i Mazurach żyje ponad 11 tysięcy tych zwierząt i powodują coraz większe szkody. Bobrze tamy i wywoływane przez nie rozlewiska prowadzą do podtapiania łąk i pól, nasypów kolejowych czy dróg. Zgłaszają się też do nas mieszkańcy, informujący o podtopieniach domów – alarmuje Bożena Milan z Urzędu Miasta w Pieniężnie. W ubiegłym roku wypłacono ponad 4 miliony złotych odszkodowań za straty spowodowane przez bobry – to prawie 4-krotnie więcej, niż w roku 2009.
W ubiegłych latach próbowano innych metod ograniczania strat. W bobrzych tamach montowano dreny umożliwiające przepływ wody, wydawaliśmy też zgody na niszczenie tam. Niestety, i tak wartość szkód rosła coraz bardziej – informuje Agata Moździerz, regionalny dyrektor ochrony środowiska w Olsztynie.
Stąd decyzja o odstrzale. Pojawiają się jednak głosy, że zabicie 590 bobrów rocznie może okazać się niewykonalne. Myśliwi deklarują wprawdzie, że chcą wykonać plan. Tyle, że bobra wcale nie jest łatwo ustrzelić. Choćby z tego względu, że jest to zwierzę żyjące w wodzie i nad wodą. Strzał może być niebezpieczny, gdy kula zrykoszytuje od tafli wody. Trudno też będzie trafić w zwierzę nurkujące czy kryjące się w norze – przyznaje Dariusz Zalewski, łowczy okręgowy w olsztyńskim okręgu Polskiego Związku Łowieckiego.
O tym, że redukcja bobrów nie jest łatwa, świadczy przykład Żuław Wiślanych – to teren szczególnie zagrożony przez działalność tych zwierząt, dlatego od trzech lat można tam do nich strzelać bez żadnych ograniczeń. W tym czasie myśliwi na Żuławach odstrzelili zaledwie kilkadziesiąt bobrów.
(apiedz/as)